Czy zdołałbyś przetrwać w dziczy, zdany na własne siły, gdyby wszyscy dookoła próbowali wykończyć Cię za wszelką cenę?
Wrzucił truchło dzika do pewnej jamy, gdzie zawsze ukrywał jedzenie. Rozejrzał się wokół, po czym biegł dalej. Wychowywał się tu, więc zrobił spokojnie gwiazdę (xD), po czym wyrobił w powietrzu salto. Jak na razie, miał przewagę, więc schował się za drzewem.
Offline
Biegłam dalej, nie zatrzymując się ani na chwilę. Ćwiczenia w Ośrodku Szkoleniowym działały cuda. Byłam w dobrej formie ale taki odcinek drogi, pokonany w pełnym biegu, był dla mnie zbyt długi. Zatrzymałam się na chwilę, by uspokoić oddech i rozejrzałam się wokoło.
- Niemożliwe żeby pobiegł tak daleko. Przecież ruszyłam parę chwil po nim - szepnęłam, po czym powiedziałam głośniej:
- Chociaż się nie chowaj!
Offline
Wtem poleciało ostrze tuż koło jej głowy, wbiło się w drzewo za nią. Wyszedł zza drzewa, opierając się o nie plecami, oraz splatając ręce na piersi. Z tym lekko kpiącym uśmieszkiem wyglądało to niemal komicznie. Po chwili zaśmiał się cicho, nie wyglądał jak osoba, która zabiła ok. 8 osób. Dotknął ręką szorstkiej kory drzewa. - Zmęczyłaś się... I to strasznie. - Zamruczał dumny z tego, że miał zaledwie zadyszkę z jeszcze świniakiem na plecach.
Offline
- Tak, okropnie - powiedziałam z kpiną. - To było gorsze od maraton. - Wyciągnęłam nóż z drzewa i pomachałam nim w powietrzu.
- Wystarczyło poprosić - rzekłam i wetknęłam broń za pas. - No, chyba że to był jedyny sposób na jaki wpadłeś, aby zwrócić na siebie czyjąś uwagę...
Offline
Wzruszył ramionami, niby obojętnie. - Ależ tak, ja dbam o czyjąś formę. Wiesz, zbliżając się Igrzyska Śmierci i mam nadzieję mieć godnych przeciwników. - Mruknął patrząc na nią nadal z uśmiechem, jednak było w nim coś nieprzyzwoitego. Potem przeniósł wzrok na wrony lecące po niebie. - Jak już tu przyszłaś... - Podszedł do niej nieśpiesznym krokiem. Opierając się ramieniem o konar drzewa. - Co chcesz robić? - Skrzywił się już chyba po raz setny przez tą rankę. Tak więc, postanowił opierać się łokciem o drzewo.
Offline
Na myśl o Igrzyskach mimowolnie się skrzywiłam. Nie chciałam o nich myśleć, więc puściłam jego uwagę mimo uszu. I... Co to znaczy "chcę mieć godnych przeciwników"?! Zgłosi się?! Potrząsnęłam głową, by odgonić te myśli. Parę kosmyków moich rozpuszczonych włosów spadło mi na twarz. Odgarnęłam je niecierpliwie. Erah tymczasem podszedł niepokojąco blisko mnie i oparł się łokciem o pień drzewa za moimi plecami. Zastanowiłam się nad zadanym przez niego pytaniem.
- To las w twoim dystrykcie, więc ty coś wymyśl - powiedziałam, zastanawiając się nad tym dopiero, gdy słowa wyszły z moich ust. Przecież to mógł być nie jego dystrykt. Zresztą nieważne. Już i tak uważa mnie za wielką fajtłapę.
Offline
Dotknął ręką brody, po czym usiadł sobie na runie leśnym. Nie będzie kłamał, mogli jedynie nauprzykrzać życia straży. Spojrzał w dal, próbując wychwycić jakiś ruch. Patrol zapewne jeszcze tędy nie przechodził. - Możemy pobawić się strażą, nie zabijając jej, a potem uciec. - Uśmiechnął się nikle, patrząc na gałęzie.
Offline
- Taa... - powiedziałam bez przekonania, wskazując na swój nóż. - Z pewnością się uda. - Wiedziałam jednak, że na razie nie mamy nic innego do roboty. "Ciekawe czy był jakiś powód, dla którego Erah mnie tu ściągnął..." - pomyślałam.
Offline
W sumie to oparł się plecami o konar drzewa. Zamknął oczy, wsłuchują się w przyrodę. No właśnie, słyszał ich kroki w oddali, ledwie docierające do jego ucha. - Decyduj, idą tu. - Mruknął głośno, pokazując na zachód, lecz nie otwierał oczu. Westchnął głośno, kuląc się w swojej opończy ochronnej.
Offline
- Ehh... Zgadzam się - powiedziałam po minucie. - Ale mimo wszystko przydałby mi się mój łuk - mruknęłam pod nosem i spojrzałam w niebo. Jeśli ufać moim zdolnościom, było wczesne popołudnie. Teraz i ja słyszałam kroki.
Offline
Wzruszył ramionami i podał jej swój łuk. - Wątpię byś go łatwo naciągnęła. - Podał jej również kołczan z 13 strzałami, chociaż po chwili zastanowienia, zabrał jedną. Spojrzał w kierunku kroków, po czym wskoczył w krzaki i znieruchomiał.
Offline
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili zamknęłam je z powrotem. Ścisnęłam łuk i założyłam kołczan, po czym rozejrzałam się w poszukiwaniu kryjówki. Biorąc przykład z Eraha, również wskoczyłam w krzaki, tyle że wyższe.
Offline
Chłopak zachichotał widząc jakiegoś robaka. Po chwili zrozumiał, że był to śmiech piskliwy. - E... znaczy HEHEHEHE. - W chwili, gdy ujrzał węża w odległości dwóch metrów od swojej głowy, pisnął. No, ale bez przesady, rzucił w niego nożem, jednak ten w niego nie trafił. Zaczęła go ogarniać panika, więc zaczął szeleścić krzakami, wreszcie ukatrupił węża, lecz było już za późno. Słyszał kroki, a raczej odgłos biegnących strażników w jego kierunku. Przycisnął się w cień drzewa, nakrył swoją opończą. Tsa, byłby niewidzialny gdyby ktoś nie zakosił mu jej, przez przypadek w nią depcząc. Zaklnął pod nosem, po czym, wysadził jakiś cios w szczękę, ale oczywiście mu się to nie udało, więc wydał jakiś nieznany sobie dźwięk, przypominający w połowie zwierze w agonii, oraz skrzeczącą mewę. Po czym zaczął biec, ale zarył oczywiście glebę, więc ukrył się za drzewem i ubił jakiegoś dziada biegnącego za nim.
Offline
Co za zabawny człowiek, myślę, patrząc na to wszystko z czubka drzewa. Nie mają szans mnie tutaj zauważyć, chociaż jestem blisko. Wypuszczam trzy strzały i powalam dwóch strażników. Całkiem dobrze, że jednak zawróciłam. W sumie nie jest późno, więc mogę jeszcze trochę pobrykać po lesie.
Offline