Czy zdołałbyś przetrwać w dziczy, zdany na własne siły, gdyby wszyscy dookoła próbowali wykończyć Cię za wszelką cenę?
Odwracam się z zaskoczeniem słysząc swoje imię. Z bijącym sercem spoglądam na osobę stojącą przede mną. Badam dokładne jej ciało i twarz. I nagle coś do mnie dociera. To Tenerife! Z uśmiechem na twarzy i widoczną ulgą w oczach przytulam ją mocno, tak jak ona wcześniej.
- Ten - wyrywa mi się. Śmieję się cicho. - Dobrze cię znowu widzieć.
Offline
Wtulam się w Levanne, tak jak wtedy, kiedy się żegnałyśmy.
- Ciebie również - mówię i się uśmiecham.
Offline
Wzdycham głośno i puszczam Tenerife. Nie chcę psuć tej chwili, chcę abyśmy na zawsze tu pozostały, daleko od zmartwień i, co najważniejsze, od Igrzysk, ale wiem, że trzeba to omówić.
- Widziałaś ogłoszenie w telewizji? - pytam ostrożnie. W swoim głosie zauważam smutek. Na wspomnienie słów dziennikarza muszę się powstrzymywać od histerycznego śmiechu i łez.
Offline
Gardło mi się ściska kiedy przypominam sobie ogłoszenie w telewizji. Powoli kiwam głową po czym zduszonym głosem mówię.
- Tak.
Patrzymy się na siebie, bo nie wiemy co teraz zrobić. Po niekończącej się chwili milczenia odzywam się ponownie.
- Szukamy Erahosa? - pytam Levanne.
Offline
- Najchętniej właśnie to bym zrobiła. Może on miałby jakiś pomysł, co z tym wszystkim... Zresztą po co ja się oszukuję. Przecież tego się nie cofnie - powiedziałam cicho, po czym dodałam:
- Masz zamiar wybrać się do Dziewiątki? To się nie uda. Tylko że... jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że spotkamy go tutaj... - Westchnęłam jeszcze raz i potarłam czoło ręką. Od tego wszystkiego zaczęła mnie boleć głowa. Popatrzyłam na Ten pytająco.
Offline
Levanne ma rację. Tego się nie cofnie. Zamykam umysł przed kolejnymi myślami użalania się nad sobą i próbuję trzeźwo myśleć. Musimy wymyślić sposób na... No właśnie, na co? Skupiam się na obecnej sytuacji.
- Nawet nie wiemy, czy w ogóle oglądał wiadomości - mówię szorstko, ale zaraz zmieniam ton na bardziej przyjazny - No i nie będziemy to siedziały czekając na to, że się pojawi. Do Dziewiątki nie pójdziemy, bo zapewne dostaniemy się w ręce Strażników.
Oddycham głęboko. Siadam na ziemi i urywam twarz w dłoniach. Zaczynam cicho płakać, ale tylko przez chwilę, bo wiem, że nie mogę okazać słabości. Podnoszę głowę i opanowanym głosem pytam się.
- Co robimy?
Offline
Oddycham głośno próbując uspokoić swoje serce. Nagle dociera do mnie, że nawet teraz możemy być obserwowane. Mogli wysłać na nas Strażników. Mogli nas złapać, abyśmy nie uciekły i zamknęli nas gdzieś do czasu Igrzysk. Ale teraz ucieczka wydaje mi się bezsensowna.
- Ten, nie mamy wyjścia. Musimy pójść na Dożynki, czekać, aż wyczytają nasze nazwiska i zagrać udział w Igrzyskach. To mi się wydaje takie nierealne. Czuje jakbym to nie była ja, jakbym uciekła z ciała, a na moje miejsce wszedł ktoś inny. Ale ja nadal nim kieruję, zachowałam umysł, który twierdzi, że to ja, mimo że serce nie wierzy - powiedziałam patrząc w oczy Ten. - Ale teraz nie chcę wracać do domu. I tak nie zasnę. Wiem, że nie powinnam cie o to prosić, ale nie chcę zostać sama... - dodałam, spuszczając głowę.
Offline
Wstaję z ziemi, podchodzę do Levanne i patrzę głęboko w jej oczy. Wiem, że mówi prawdę. musimy to zrobić, bez względu na to, co się stanie.
- Nie martw się, zostanę ile tylko będziesz chciała - mówię i pozwalam sobie na lekki uśmiech.
Siadamy pod drzewem, kładę głowę na jej ramię. Siedzimy taki przez kilka minut. Potem ośmielam się zapytać.
- Kiedy już pojedziemy do Kapitolu... kogo zostawisz w domu?
To pytanie dręczy mnie, odkąd usłyszałam w televizji, że pojedziemy na Igrzyska. No i sama zostawię brata.
Offline
- Dziękuję - mówię cicho i ujmuję dłoń Tenerife. Jest mi naprawdę bliska, wreszcie mogę z kimś otwarcie porozmawiać.
Słysząc pytanie Ten, wzdycham odruchowo. Postanawiam opowiedzieć jej wszystko o sobie. Zwłaszcza, że niewiele mi czasu pozostało.
- Mieszkam z mamą, tatą i młodszym bratem. Ale... oni ... jakby to powiedzieć... ignorują mnie i nie zwracają na mnie uwagi. Jakbym była obcą osobą, która tymczasowo u nich mieszka. Mama wysyła mnie do szkoły i na ćwiczenia do Ośrodka Szkoleniowego, gdy nie chce jej słuchać woła tatę, który drze się dopóki nie zrobię tego co chcą. No i jest jeszcze Eric, mój brat. On dopełnia całości, denerwując mnie i kpiąc z moich niepowodzeń. Rodzice wychowali go na maszynę do zabijania... Dalszej rodziny nie znam, a przyjaciół w szkole raczej nie znajdę. Wszyscy są idiotami, wyśmiewającymi się z innych. Miałam kiedyś przyjaciółkę, ale zginęła... w... Igrzyskach. - mówiłam cicho, nie chcąc zakłócać odgłosów nocy.
- No i mam jeszcze ciebie - powiedziałam, kończąc swój monolog.
Offline
Mocniej wtulam głowę w jej ramię.
- Przynajmniej ich masz - mówię, ale nie wie o kogo mi chodzi więc poprawiam się - masz rodziców.
Ona opowiedziała mi o rodzinie, ja tez muszę to zrobić. Nie, nie muszę. chcę. Chcę jej opowiedzieć o tacie, który zabierał mnie na plażę i o mamie, która szyła mi cudowne sukienki. I o Liamie.
- Moi zginęli ponad rok temu... podczas sztormu. Tego dnia zapowiadało się na burzę, więc obiecali, że szybko wrócą... I potem więcej ich nie zobaczyłam.
Zapada chwila ciszy.
- No i mam jeszcze starszego brata, Liama. Jest jedyną osobą na świcie, którą na pewno kocham. No i teraz znam ciebie. Tobie mogę zaufać. I traktować jak siostrę, chociaż nie jesteśmy spokrewnione. I powiedzieć to, czego jeszcze nikomu ni mówiłam...
Darzę Levanne bezgranicznym zaufaniem. I wiem co czuje, gdy wie, że zginie.
Offline
- Boję się przyszłości - wyznałam. - Gdyby nie ty pewnie uciekłabym z domu i czekała, aż przyjdą po mnie Strażnicy, by mnie gdzieś zamknąć. Nie wiem jak niektórzy mogą żyć z myślą o wysyłaniu bezbronnych na pewną śmierć. - Zdawałam sobie sprawę, że rzucam wyzwanie władzom Kapitolu, ale teraz było mi wszystko jedno. I tak zginę, prędzej czy później. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- No, a teraz pogadajmy o czymś optymistycznym - powiedziałam. - Pamiętasz, miałaś mnie nauczyć pływać. Zaczynamy jutro? Już się nie mogę doczekać swojej miny po pierwszej nieudanej próbie. - Mimo zmartwień zaśmiałam się szczerze.
Offline
- Ostrzegam, nie jestem optymistką - mówię z nutą rozbawienia - No dobrze, zaczniemy od jutra.
Nie umiem teraz rozmawiać "o czymś optymistycznym". Po prostu nie umiem. Nigdy nie umiałam i raczej już się nie nauczę.
Teraz myślę tylko o tym, jak mam o tym powiedzieć bratu. Co on zrobi, kiedy się o tym dowie. Nie chcę go stracić, tak samo jak nie chciałam stracić rodziców. I dlaczego akurat w ten sposób poznałam Levanne.
Zerkam w niebo. Tylko gwiazdy mogą dać ukojenie. Mogłabym wpatrywać się w nie godzinami. W końcu zauważam jedną, na którą tak czekałam.
- Moja gwiazda - szepczę - tak powiedział mi kiedyś tata. Kiedy się zgubię, mam iść za nią, a ona doprowadzi mnie w bezpieczne miejsce. A w chwilach zwątpienia mam na nią spojrzeć, a ona podpowie mi, co mam robić.
Codziennie, kiedy na niebie nie było chmur, czekałam na nią. Ona przypominała mi o tacie i o tym, co mówił. I dopiero wtedy, kiedy przypomniałam sobie wszystko, szłam spać. Brakuje mi go. Ale czasu nie da się cofnąć ani wymazać. Liczy się tylko tu i teraz.
Offline
Zerkam na Ten i patrzę na gwiazdę.
- I co ona ci mówi? - szepczę, nie potrafiąc znaleźć porządnego tematu rozmowy. Chciałabym, aby ktoś znalazł wyjście z sytuacji w jakiej obie się znajdujemy.
Offline
Opieram głowę o drzewo. Czuję, że moje oczy są już wilgotne.
- Czasu nie da się cofnąć, ani zmienić tego, co było (//chociaż, jam mawiał Doctor: czas można napisać od nowa//). Liczy się tylko tu i teraz. Nie uciekniemy od tego, co jest dla nas zaplanowane.
Wiem, że prawda o tym, co się z nami stanie jest bolesna i trudna do przyjęcia.
- Levanne, musimy to zrobić. Właśnie chcemy znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia.
Nie chcę jej w żaden sposób urazić, dlatego znów kładę głowę na jej ramieniu. Szkoda tylko, że to wszystko tak się skończy.
Offline
Zerknęłam na Tenerife.
- Jak wychodziłaś... Twój brat spał? - zapytałam cicho. Nie chciałam, aby rezygnowała z rodziny dla mnie, ale oczywiście jej tego nie powiedziałam. - Powiedziałaś mu?
Offline